Urlopowo
-
DST
21.80km
-
Czas
01:08
-
VAVG
19.24km/h
-
Sprzęt Cube Analog
-
Aktywność Jazda na rowerze
Urlop sobie wziąłem z okazji czwartku. Ale chociaż było zapowiadane 8 stopni (albo i więcej), to zimny wiatr niweczył wiosenną temperaturę. A i ja jakoś od rana ochoty nie miałem na jazdę. Mimo więc, że wziąłem termos z kawą i snikersa, to wycieczka wyszła krótka. Za to zdążyłem wrócić, żeby przygotować obiad żonie (ponoć smaczny), który udało mi się podać niemal idealnie w momencie jej powrotu z pracy. 8 marca kwiatów jej za to już nie dałem...
Trasa wiodła przez Olszak, Swarzędz (Nw. Wieś) oraz Miłostowo, Czekalskie i Maltę. Miłostowski cmentarz minąłem chęchami na północ od torów kolejowych, pierwszy raz tamtędy jechałem (i wystarczy).
Na myjkę II
-
DST
18.80km
-
Czas
00:50
-
VAVG
22.56km/h
-
Sprzęt Cube Analog
-
Aktywność Jazda na rowerze
Podejście drugie do myjki na Orła Białego. Również na początku się zniechęciłem z powodu długiej kolejki czterośladów. Wykonałem więc rundkę po Starołęce, przy okazji sprawdzając jak to jest teraz z kładką przy moście kolejowym na Starołęce. Jako że jesteśmy w Polsce, kwestię rozwiązano po polsku. Pojawiły się tablice, że to teren prywatny PKP (ciekawe której spółki w grupie? może sami tego nie wiedzą) i wstęp wzbroniony. A ludzie i tak jeżdżą i chodzą, jak drzewiej.
Po powrocie na myjkę ustawiłem się już karnie w kolejce i w 15 minut było po wszystkim (czekanie+mycie), czyli nie tak źle.
Jak to kiedyś było na obrazku Lengrena, na którym bosman tłumaczył marynarzom na pokładzie (z mopami w dłoniach): "Podstawą sprawności bojowej jest czystość! Jasne?!".
Na myjkę I
-
DST
9.30km
-
Czas
00:27
-
VAVG
20.67km/h
-
Sprzęt Cube Analog
-
Aktywność Jazda na rowerze
Pierwsza, nieudana wyprawa na myjkę, obleganą przez pojazdy dwuśladowe w ten niespodziewanie wiosenny dzień. Alternatywna myjka w pobliżu okazała się nieczynna, więc wróciłem do domu.
Urodzinowo
-
DST
43.50km
-
Teren
3.00km
-
Czas
02:12
-
VAVG
19.77km/h
-
Temperatura
3.0°C
-
Sprzęt Cube Analog
-
Aktywność Jazda na rowerze
Przejechałem się "doobkoła" Poznania, co zajęło mi ponad 2h, mimo, że pętla nie wychodziła poza granice miasta. Pogoda wspaniała, temperatura wahała się od ok. 1 st. kiedy wyjeżdżałem, do 5 kiedy wracałem za sprawą bezchmurnego nieba i słońca, choć ciepło słonecznych promieni korygował zimny wiatr, dokuczliwy zwłaszcza przy szybszej jeździe.
Po poniedziałkowej koszykówce kolano miałem zesztywniałe, na początku nieco czułem je przy pedałowaniu, ale potem je rozjeździłem. Mimo to, nadal nie mogę osiągnąć takich prędkości przelotowych jakich bym chciał. Czy to sprawa kolana, czy to pogody, czy też po prostu kondycji - to niedługo wyjdzie w praniu, jak się ociepli, a ja zacznę więcej jeździć.
Wejście na Czarną Górę
-
Aktywność Jazda na rowerze
Po wejściu na Śnieżnik w dniu poprzednim, wejście na Czarną Górę, jako krótsze, miało być "lajtowe" (to cytat z kolegi-prowodyra wycieczki). Niestety!
Z piątku na sobotę i w samą sobotę padał drobny, acz uporczywy śnieg. W przeciwieństwie do nieco bardziej uczęszczanego szlaku na Śnieżnik, ścieżka na Czarną nie była niemal w ogóle przetarta. Za wyjątkiem krótkich odcinków wzdłuż dróg, musieliśmy szukać szlaku idąc od drzewa do drzewa, zgodnie z namalowanymi na nich oznakowaniami, a czasem wg GPS.
Dość szybko okazało się, że to ja mam najlepszą kondycję, w związku z czym szedłem z przodu, robiąc rakietami ślad, którym podążała reszta wycieczki.
Skoro pochwaliłem się kondycją, muszę się przyznać, że w paru momentach miałem chwile zwątpienia, a wówczas to inni, zmieniając mnie na czele, podrywali nas do dalszego wysiłku.
I tak zresztą zrezygnowaliśmy z jednego z wejść szlakiem pod górę, w zamian wybierając drogę do nadajnika telewizyjnego. Tam okazało się, że droga kończy się płotem i bramą, a żeby dojść do szlaku, musieliśmy się przebijać przez świerkowy zagajnik, po GPS szukając szlaku. Szlak w końcu znaleźliśmy, choć samo jego szukanie było dość emocjonujące z tego względu, że nie będąc doświadczonym Sybirakiem tudzież innym Eskimosem, nie potrafiłem po wyglądzie śniegu poznać, w którym miejscu zapadnę się w zaspę po pas, a w którym tylko po łydkę.
Do szlaku więc dotarliśmy, do szczytu dzielił nas dystans "tylko" 300m. Ja zapadłem się po pas i mocno zwątpiłem. Wówczas to koledzy zaczęli mnie zmieniać (o ile dobrze pamiętam wszyscy po kolei! korporacyjny trener byłby dumny z tim-łorku). Tym sposobem mozolnie weszliśmy na szczyt. Po dojściu tam, wśród śniegu na ziemi, śniegu w powietrzu i mroźnego wiatru, wyglądaliśmy mniej więcej tak:
Ale nie był to koniec naszych zmagań. Czekało nas szukanie wyciągu, którym chcieliśmy zjechać do czekającego nas w Siennej autokaru. Niestety! Śnieżny wiatr i pochmurna pogoda znacznie ograniczyły widoczność, w efekcie czego zeszliśmy szlakiem za daleko, do Przełęczy Pod Jaworową Kopą.
Zdecydowaliśmy się wrócić po śladach, tylko, że ich w większej części już nie było. Zostały zawiane przez wiatr i padający śnieg. A wracaliśmy po nich po niespełna 10 minutach! Daje to pewne wyobrażenie o warunkach w jakich przyszło nam wędrować. Na szczęście, zdobywszy Czarną Górę po raz drugi, znaleźliśmy już zejście do wyciągu. Tam czekała nas miła niespodzianka - nikt nie przewidział, że można nim jechać tylko w dół, więc przejazd mieliśmy za darmo.
Na czekający na nas autokar się nieco spóźniliśmy, ale co tam, warto było :)
Zdobycie Śnieżnika
-
Aktywność Jazda na rowerze
To wprawdzie nie wycieczka rowerowa, ale zdobycie Śnieżnika zimą warto odnotować. Wyprawa została zorganizowana przy okazji firmowej integracji. Większość uczestników, pojechała z Międyzgórza (gdzie nocowaliśmy) na narty na Czarną Górę, jednak najtwardsi, w tym ja :p, poszli zdobyć najwyższy szczyt w okolicy. Troskliwy organizator zapewnił nam przewodnika z GOPR, który sprawnie pomykał nartach skitourowych (pierwszy raz takie widziałem, ale ja z nartami mam rzadko do czynienia). Myśmy szli za nim, od pewnego momentu już używając rakiet. Ja założyłem je jako pierwszy i kiedy przy podejściu do schroniska zapadłem się po kolana, z tyłu odezwały się głosy "łeee, nie działają". Jednak osoba, która szła po mnie bez rakiet zapadła się już po pas. Czyli jednak, coś one, prawda, dają... :)
Hardkor przy podejściu zaczął się na samym szczycie - dopadł nas mroźny wiatr i śnieg, naprawdę było nieźle. Dla mnie, który nie zdobywa co roku ośmiotysięczników, były to najbardziej ekstremalne warunki górskie jakich doświadczyłem. Oczywiście nie groziły nam lawiny, odmrożenia, wygłodzenie i wyziębienie, co nie zmienia faktu, że radość z podejścia była :)
Warto rakiety zimą założyć!
A tak kończą Ci, co nie założą :)
Schronisko "Na Śnieżniku" (nie jest samym szczycie, co warto zaznaczyć)
Choinki :)
Indoor cycling
-
HRmax
177( 94%)
-
HRavg
145( 77%)
-
Kalorie 532kcal
-
Aktywność Jazda na rowerze
W niedzielę po Poznaniu
-
DST
36.00km
-
Teren
2.00km
-
Czas
01:56
-
VAVG
18.62km/h
-
Aktywność Jazda na rowerze
Po Poznaniu, jeszcze przed atakiem zimy, który nastąpił w miniony weekend. Wtedy było chłodnawo, ale sucho. Przez Wildę i Świerczewo dotarłem na Grunwald i Os. Kopernika, by stamtąd przez Lasek Marceliński, Bułgarską i Bukowską wrócić na Rataje. Na Świerczewie po raz pierwszy przejechałem koło fortu IX o nazwie "Bruenneck", a przy Jeleniogórskiej odkryłem budynek gospodarczy wykonany z elementów wielkiej płyty, z jakiej zrobiony jest mój blok. Teraz, po termodernizacji, ozdobne kwadraciki zostały przykryte ociepleniem, a tam widać je nadal w pełnej krasie! Prawda, że piękne? ;)
idzie luty, podkuj buty
-
DST
16.20km
-
Teren
6.00km
-
Czas
00:50
-
VAVG
19.44km/h
-
Temperatura
-1.0°C
-
Sprzęt Cube Analog
-
Aktywność Jazda na rowerze
No, może nie tak do końca z tymi butami. W Poznaniu lekko poniżej zera, sucho i bez śniegu, jak na panującą porę roku - warunki wprost idealne do jazdy na rowerze. Choć w obawie przed przeziębieniem (ach, człowiek już nie taki zahartowany), starałem się nie zdyszeć i łykać powietrze nosem, a nie ustami.
Indoor cycling
-
HRmax
162( 86%)
-
HRavg
141( 75%)
-
Kalorie 453kcal
-
Aktywność Jazda na rowerze
W Olympie. Jakoś takoś średnio się jechało... ale dojechało.