Łagiewniki
-
DST
54.40km
-
Teren
15.00km
-
Czas
02:20
-
VAVG
23.31km/h
-
Sprzęt Cube Analog
-
Aktywność Jazda na rowerze
I znowu udało mi się zrealizować plan. No, prawie...
Wymyśliłem sobie, że dotrę do Kiekrza i wrócę przez Morasko, korzystając z tzw. Drogi Łagiewnickiej, spinającej wieś Pawłowice z Moraskiem.
Początek miałem udany - osiągnąłem całkiem niezłe tempo. Czyszczenie i naoliwienie łańcucha oraz sprzyjający wiatr zrobiły swoje :)
Nad Jezioro Kierskie dotarłem jak burza, korzystając z asfaltowej drogi dotarłem do wsi Pawłowice na północ od Kiekrza. W trakcie trasy myślałem sobie, że niezły ze mnie rezun - gdzie chcę jechać, tam trafię. O ile wczoraj w WPN udało mi się to bez pudła (bo znam teren i miałem mapę :), to teraz tak lekko nie było. Do pomocy miałem tylko Google Maps w komórce. I dostałem pierwszą nauczkę.
Nie udało mi się skręcić w porę w ulicę Łagiewnicką, bo najprawdopodobniej jest to piaszczysta droga, niespodzianie uciekająca w bok od asfaltu w jakichś krzakach. Zagalopowawszy się więc, skręciłem w ulicę Szkolną. Ale i tej ulicy (cały czas mówimy o polnych drogach, które swoją nazwę mają głównie na mapie!) nie udało mi się utrzymać, bo na rozwidleniu odbiłem za bardzo na północ i wyjechałem koło dworca kolejowego w Złotnikach. Musiałem więc cofnąć się co nieco do skrzyżowania, gdzie ulica Łagiewnicka przekracza krajową jedenastkę. Skręciwszy w Łagiewnicką, znalazłem się na terenie poligonu w Biedrusku. Mój śmiały plan zakładał skręcenie na południe za składowiskiem odpadów Miasta Poznań (sprytnie zlokalizowanym na terenie gminy Suchy Las).
I tu dostałem drugą nauczkę.O ile wcześniej za późno skręciłem, to teraz skręciłem za wcześnie. Budząca zaufanie droga wiodła do miejsca martyrologii (monument upamiętniający pomordowanych w odwecie mieszkańców wsi Łagiewniki, którzy ujęli we wrześniu 1939 niemieckich lotników), by potem urwać się w lesie. Przez jakiś czas przedzierałem się więc przez zarośla i paprocie, by w końcu nawet kilkanaście metrów nieść rower. Ale udało się znaleźć inną drogę, która wyprowadziła mnie na zachodni skraj wysypiska, które chciałem minąć z drugiej strony. Nie przejąłem się jednak tym zbytnio, bo wąska ścieżka doprowadziła mnie do asfaltu. Tutaj dygresja: wystarczy tylko kilka kilomów wertepiastego terenu, żeby człowiek zatęsknił za asfaltem i nie chciał go opuszczać :)
Tak więc powrotną drogę pokonałem właśnie po asfalcie i betonie, a mój tyłek był o wiele bardziej wyrozumiały dla tych - umówmy się :) - niewielkich przecież ubytków w nawierzchni, muld i krawężników. Bo czymże one są wobec kolein po traktorze, zaschniętym na wzór powierzchni księżyca błocku, korzeniach oraz drodze brukowanej za króla Ćwieczka (tudzież Kajzera Wilhelma) ciosanym kamieniem polnym.
Tak czy siak, z wycieczki jestem zadowolony. Sądzę nawet, że pęd powietrza (zwłaszcza w drodze powrotnej, kiedy zaatakował mnie wmordewind), pomógł mi przetrwać najgorsze godziny dnia, mile chłodząc mnie swym powiewem.
Po drodze mijałem Rusałkę, Strzeszyn i Maltę. Wszędzie były podobne tłumy.
Droga Łagiewnicka w stronę Moraska wiedzie już przez poligon Biedrusko.
Tak wyglądała NAJLEPSZA część drogi, którą dojechałem od Łagiewnickiej do Moraska.