Jesienna zima w mieście
-
DST
39.40km
-
Teren
3.00km
-
Czas
01:50
-
VAVG
21.49km/h
-
Sprzęt Cube Analog
-
Aktywność Jazda na rowerze
Zima teraz w Poznaniu jesienna - temperatura koło zera, ale pochmurno z przejaśnieniami i co jakiś czas deszcz zamiast śniegu. W takich to okolicznościach przyrody (choć bez deszczu, na szczęście) postanowiłem się wybrać na przedpołudniową wycieczkę. Przy okazji - "okoliczności przyrody" - chyba już weszło na stałe do języka, tracąc sarkastyczny charakter i może niektórzy już nawet nie pamiętają, że to jedna z nieśmiertelnych fraz z filmu "Rejs".
Z uwagi na to, że kiedy wyjeżdżałem było jeszcze lekko poniżej zera, założyłem dwie warstwy na nogi, ręce i głowę oraz aż cztery na tułów. Dzięki temu nie było mi w ogóle zimno w trakcie jazdy (inna sprawa, że aż tak zimno znowu nie było :)
Trasa wiodła przez Maltę, Śródkę, Cytadelę, Winogrady i Os. Słowiańskie (tak nazywa się niewielkie skupisko gomułkowskich bloków - ładnie odnowionych, trzeba przyznać - między ulicami Maczka i Urbanowską), by potem przez Sołacz i Rusałkę doprowadzić mnie do Smochowic, gdzie zawróciłem, by wzdłuż Dąbrowskiego i przez osiedla Lotnictwa Polskiego (bloki) i Lotników Wielkopolskich (domy jednorodzinne koło Fortu VII) dotrzeć do Bukowskiej. Ulicą tą wróciłem do centrum, by potem przez św. Marcin, pl. Wiosny Ludów i ścieżkę rowerową przez most Rocha wrócić na Rataje.
Tym razem do śledzenia swojej trasy użyłem aplikacji Moje Trasy by Google. Wskazania odległości wg GPS różnią się znowu o ponad kilometr i to pomimo tego, że po włączeniu aplikacji, rejestrowała ona na mapie ruch którego nie było, gdyż ubierałem wtedy jeszcze rękawiczki i nastawiałem sobie muzykę. A skoro o muzyce mowa, to dzisiaj rozpocząłem od drugiej strony Ride The Lightning (stare, ale jare, przypominam - strona druga winylu/kasety zaczyna się od Trapped Under Ice). Potem było objawienie tego roku, czyli Anti Tank Nun z Titusem na wokalu i basie, rewelacyjnym nastoletnim solowym gitarzystą Iggim oraz wykonującym czarną robotę (tj. tworzącym riffy) gitarzystą rytmicznym o dość pospolitej ksywie Adi. Płyta faktycznie jest ciekawa, ładnie balansując między thrash a bardziej klasycznymi heavy metalem, solówki perliste, a wokal Titusa nie denerwuje mnie jak na płytach Acidów. Mimo tego nie dobrnąłem do jej końca, zmieniając dźwięki na bardziej posępne i industrialne - w słuchawkach do końca trasy miałem "Zoon" grupy The Nefilim. Tego wysłuchałem już do końca - i tak minęły mi te ponad 2 godziny na powietrzu.