Irulon prowadzi tutaj blog rowerowy

Noworocznie. Kierunek: Kierskie

  • DST 52.90km
  • Teren 3.00km
  • Czas 02:23
  • VAVG 22.20km/h
  • Temperatura 5.0°C
  • Sprzęt Cube Analog
  • Aktywność Jazda na rowerze
Wtorek, 1 stycznia 2013 | dodano: 01.01.2013

Wracając do domu z sylwestrowej imprezy, zastanawiałem się, czy zapodać sobie piwko (ok. 3 zł, jakieś 15 min), czy rower (bezpłatnie, jeśli nie liczyć spalonych kalorii, czas: jakieś 1-2h). Rower wygrał, co być może oznacza, że alkoholizm o jakim wspomina mi czasem żona, jeszcze tak zupełnie mną nie zawładnął.
Wyjechałem po 14, nie miałem więc zbyt dużo czasu. Dousznie zapodałem sobie prezent gwiazdkowy, czyli najnowszą płytę Dead Can Dance ("Anastasis"). W czasie między utworami Anabasis, a Return Of The She-King dojechałem w dobrym tempie do Lasku Marcelińskiego. W Lasku lekkie błoto na ścieżkach i całkiem sporo spacerowiczów. Na tyle sporo, że miałem kłopot z wysikaniem się (zwłaszcza, że bezlistne drzewa nie dawały takiej intymnej ochrony, jakiej bym oczekiwał). Ale w końcu udało się. Przy okazji zrobiłem fotkę - Lasek Marceliński wygląda na niej jak, nie przymierzając, Mroczna Puszcza (Mirkwood)*.

Po krótkiej technicznej przerwie, której powód podałem powyżej, zmieniłem radykalnie nastrój, zapodając sobie dysk drugi z dwupłytowej "XXV" grupy Wejder (pisownia fonetyczna, album do nabycia w dobrych sklepach muzycznych oraz online). Mając w uszach gitarowy jazgot zniekształcony szumem wiatru, dojechałem via Bukowska, Przeźmierowo, Baranowo i Chyby nad jezioro Kierskie. Tutaj ponownie się zatrzymałem, wysyłając do żony smsa z przesłaniem "don't panic" (bo zmierzchać już zaczynało mocno, a moja lepsza połowa, przed telewizorem i pod kocykiem, mogłaby zacząć się martwić). Zmieniłem muzykę na The Nefilim "Zoon" (to jednak musi być dobra płyta, skoro ostatnio na każdym wyjeździe jej słucham). Słysząc w słuchawkach charakterystyczny wokal McCoya uspokoiłem się nieco, a łydki moje dostały tzw. pałeru. Ruszyłem wschodnim brzegiem jeziora na południe, mijając po drodze punkt widokowy na skarpie oraz podziwiając miły niebieskawy poblask jaki z toni jeziora wydobywały ostatnie promienie słońca**. Przystanek zrobiłem sobie dopiero, żeby ufocić "łabędzią zatokę".

Co tu dużo mówić - po tym postoju stwierdziłem, że pora na mnie, depnąłem więc i Słupską, wzdłuż Dąbrowskiego, a następnie Polską i Bukowską dotarłem do centrum i ominąwszy skrajem Jeżyc rozbabraną Kaponierę, przejechałem Teatralkę i przy Collegium Minus niczym "silent killer" wjechałem znienacka w zadowoloną z siebie grupkę młodzieży, stąpającą radośnie po ścieżce rowerowej. Dziewczęta pisnęły, a jeden z chłopaków krzyknął "tu jest ścieżka rowerowa!". Nic dodać, nic ująć. Rozstąpili się przede mną, zrozumieli swój błąd, już więcej dreptać po trasach rowerowych mam nadzieję nie będą. A i ofiar w ludziach nie było.
Przez plac Wolności dotarłem na Stary Rynek, skąd ścieżką rowerową przez most Rocha i wzdłuż tramwajowej trasy kórnickiej dotarłem do domu. Po drodze miałem moment słabości, podjechałem zatankować na Statoil. Ale w lodówce nie mieli Tyskiego Klasycznego, kolejny raz więc udało mi się wygrać z nałogiem.

* przy tej okazji, polecam film Hobbit. Szału nie ma, ale warto.
** G.G. Kay "Ostatnie promienie słońca". Polecam wszystkim to sympatyczne i nastrojowe czytadło, utrzymane w tonacji powieści historycznej (Wyspy Brytyjskie IX w., Normanowie, Celtowie i Anglosasi), ale w oprawie lekko fantastycznej (Anglowie to Anglicyni, Normanowie to Erlingowie, Celtowie to Cyngaelowie itd). Nie pamiętam dokładnie o co tam chodziło, ale pamiętam, że mi się podobało. Stoi na półce, więc może przeczytam znowu?




komentarze
Irulon
| 12:27 środa, 2 stycznia 2013 | linkuj Ja muzyki nie puszczam na tyle głośno, żeby nie słyszeć co się dzieje wokół mnie - miernikiem jest dla mnie skrzypienie łańcucha i chrzęst przerzutek :) Tak więc na ogół słyszę nadjeżdżające samochody oraz inne hałasy wokół mnie. A dobra muza nie jest zła, tzn. przy fajnych rytmach i melodiach zdecydowanie lepiej się jedzie.
Co do silent killera, to już na samym początku byłem noisy killerem i na nowej trasie rowerowej wzdłuż naszego metra na Franowo zaatakowałem (werbalnie...) dwie nastolatki, które również wpakowały się na ścieżkę, mimo, że obok mają chodnik. Krzyknąłem raz z daleka, bez efektu. Krzyknąłem drugi raz... ach, jako one panicznie się rozstąpiły. Aż mi się głupio zrobiło, że dzieci straszę. Ale generalnie to stwierdzam, że świadomość odrębności ścieżek rowerowych się zwiększa i nawet jak ktoś się zamyśli i na ścieżkę wejdzie, to jest świadomy grzechu jaki popełnia.
josip
| 10:11 środa, 2 stycznia 2013 | linkuj Łukaszu, bardzo ciekawy i obfitujący w pozarowerowe detale i przypisy wpis. Dobrze Ci się tak jeździ ze słuchawkami na uszach? Mi się to wydaje średnio bezpieczne a przez szum wiatru i mało przyjemne..
Dobrześ zrobił z tym silent killerem!
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa ubyni
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]