Październik, 2011
Dystans całkowity: | 297.10 km (w terenie 62.00 km; 20.87%) |
Czas w ruchu: | 12:58 |
Średnia prędkość: | 22.91 km/h |
Liczba aktywności: | 6 |
Średnio na aktywność: | 49.52 km i 2h 09m |
Więcej statystyk |
Zakrzewo
-
DST
56.00km
-
Czas
02:33
-
VAVG
21.96km/h
-
Temperatura
8.0°C
-
Sprzęt Cube Analog
-
Aktywność Jazda na rowerze
Pogoda dziś była jak wczoraj - słonecznie, ale dość zimno i starałem się nie łykać za dużo wiatru ustami.
Stwierdzam, że jestem żonocentryczny - w piątek pojechałem sprawdzić jej dojazd na studia, dziś pojechałem zobaczyć jak wygląda jej dojazd do pracy - trasa biegnie bowiem przez budowaną zachodnią obwodnicę Poznania w ciągu drogi S11. Zaliczyłem więc wszystkie 3 ronda na trasie Skórzewo-Zakrzewo oraz zobaczyłem nowy węzeł dróg 307 i S11.
Wracałem dwupasmową 307, oznakowaną tak, że kierowcy nie do końca wiedzieli jak jechać - jedni jechali dwukierunkowo północną nitką, inni (ci zmierzający do Poznania), korzystali już z południowej nitki. Drzew w pasie ruchu tam już nie ma, a kanały odprowadzające deszczówkę wydają się odpowiednio głębokie - szwagierka nie będzie chyba musiała w najbliższym czasie uganiać się tam w kaloszkach, ani wykłócać z gminą o odszkodowanie za wycięcie drzew... :)
Wyjeżdżając z Poznania musiałem 2 razy przeciąć trasę maraton, a raz mogłem oglądać biegaczy z wysokości wiaduktu nad Drogą Dębińską.
Prawiestuwa
-
DST
96.00km
-
Teren
26.00km
-
Czas
04:08
-
VAVG
23.23km/h
-
Temperatura
10.0°C
-
Sprzęt Cube Analog
-
Aktywność Jazda na rowerze
Prawie tak jak miało być.
Wyjazd w miarę wcześnie - po 9 rano. Słońce, rześki wiatr i duży zapas czasu na pokonanie trasy. Tylko nogi nie chciały pracować tak jak miały...
Ale mimo, że chwilę zwątpienia miałem już po nastym kilometrze, pozostałem niezłomny - ich will nach Schrimm! I się udało :)
Trasa wklejona poniżej.
Łąbedzi Szlak Rowerowy, na który się wbiłem z drogi powiatowej Czapury - Rogalinek dodał mi trochę kilometrów i nieźle wytrząsł mi tyłek (sosnowy bór = korzenie w poprzek ścieżki).
Z kolei szlak Konwaliowy między Mosiną a Śremem, na który skręciłem w Krajkowie jest dobrze oznakowany, a leśny dukt jest w dobrym stanie - to był najlepszy odcinek trasy!
Żałuję, że nie ufociłem wieży radiowej w Górze koło Śremu, robi wrażenie, zwłaszcza jej mocowania (stalowe liny, przymocowane do betonowych wsporników).
Sam Śrem niestety nie zachwycił (dear Śremians, I mean no harm!) i nie zagościłem w nim długo. Trochę pracy jeszcze przez miejskim samorządem, aby przywrócić świetność starej zabudowie - i sądzę, że to się uda, w końcu Śrem to nie byle mieścina, ale ważne i stosunkowo duże miasto powiatowe. Już zaczęli się reklamować, słusznie promując malownicze okolice nad Wartą.
W trakcie jazdy wypiłem termos kawy i zżarłem Marsa i Snickersa. Slogan reklamowy tego ostatniego ("i jedziesz dalej!") ku memu zdziwieniu jest prawdziwy! Od Zbrudzewa jechałem już "na oparach", na liczniku było 23 kmh, ale zrobiłem przerwę w Świątnikach, schrupałem batona i już było 27 :)
Podsumowując - udana wycieczka, żyję, mam się dobrze, jutro też planuję wyjść na rower. Szkoda tylko, że prędkość podróżną na asfalcie miałem ok. 25 kmh - liczyłem na 30. Ale trening czyni mistrza :)
Grunwaldzka/Bułgarska/Promienista
-
DST
26.30km
-
Czas
01:11
-
VAVG
22.23km/h
-
Temperatura
9.0°C
-
Sprzęt Cube Analog
-
Aktywność Jazda na rowerze
Pojechałem sprawdzić dojazd na zajęcia, jaki będzie mieć moja lepsza połowa, która zaczęła kształcić się podyplomowo. Kluczowym węzłem komunikacyjnym jest tu tytułowe skrzyżowanie obok, baczność, Stadionu Miejskiego, spocznij. Skrzyżowanie owo jest od wieków mozolnie przebudowywane i przejazd przez nie był dla mnie zagadką. Jeszcze niedawno ogłoszono, że od 14 października ruch na nim będzie dwukierunkowy, ale się okazało, że termin przesunięto. Co prawda, wiedzę tę mogłem posiąść w internecie, ale nie ma to jak empiria.
Jazdę zacząłem po 17, przy powoli zachodzącym słońcu, i skończyłem już w niejakich ciemnościach. Jechało się średnio przyjemnie, a to z tego względu, że była to jazda miejska, a więc marzłem na czerwonych światłach i pilnie musiałem starać się nie dać zabić kierowcom blachosmrodów. Czy zauważyliście, że znaczna część kierowców w tym kraju nazywa się Pochujmigacz?
Przez jesienny las
-
DST
19.80km
-
Teren
10.00km
-
Czas
00:59
-
VAVG
20.14km/h
-
Sprzęt Cube Analog
-
Aktywność Jazda na rowerze
Krótka wycieczka przed obiadem. Zaszyłem się lesie między Nową Wsią a Szczepankowem. Nie wiem, czy udało mi się w pełni oddać trasę, bo miejscami nieco się pogubiłem - korzystałem częściowo z żółtego i czerwonego szlaku rowerowego. A chyba przez ponad kilometr jechałem w kopnym piasku i tak nieco utwardzonym, po wczorajszych deszczach.
www.bikemap.net/route/1294785
Tędy i owędy
-
DST
51.00km
-
Teren
8.00km
-
Czas
02:02
-
VAVG
25.08km/h
-
Sprzęt Cube Analog
-
Aktywność Jazda na rowerze
Nareszcie jest jesień,a powietrze rześkie, choć nieco zimnawe. Nie ukrywam, że to moja ulubiona pogoda.
Na rower wybrałem się po porannym deszczu, odczekawszy chwilę, aż asfalt nieco wyschnie. I dobrze zrobiłem, bo dzięki temu opóźnieniu trafiłem niemal idealnie na otwarcie sklepu Armotbike w CH Giant. Tam od ręki wymieniłem osprzęt do licznika - jak przypuszczałem, złamał się kabelek. W dalszą drogę ruszyłem mogąc sprawdzać czas i dystans.
I mile się zaskoczyłem - dzięki espedom zauważalnie wzrosła mi prędkość jazdy. Oczywiście swoje zrobił też wiatr w plecy, ale ponieważ miałem też kilka odcinków, kiedy dostałem ostry wmordewind, uznać można, że wpływ "czynnika atmosferycznego" się zbilansował.
Z ciekawostek mogę tylko powiedzieć, że podczas przejazdu przez Tulce dopadł mnie ostry ból głowy. Początkowo myślałem, że to spóźniony kac. Ale nie - okazało się, że wystarczyło... poluzować kask :)
Na głowie miałem bowiem pod kaskiem dodatkową warstwę w postaci buffa.
Afterparty
-
DST
48.00km
-
Teren
18.00km
-
Czas
02:05
-
VAVG
23.04km/h
-
Sprzęt Cube Analog
-
Aktywność Jazda na rowerze
Tytuł nawiązuje do kilku dni imprezowania dla dobra firmy (od czwartku do soboty).
Najpierw warsztaty/szkolenie z Ważną Międzynarodową Firmą. Czyli wiadomo co... W skrócie - żarcie było dobre, ale wódka nie. Jeśli chodzi o tę ostatnią, to w stoczonej bitwie nasz Król Wątroby pobił ich rezuna. Król najprawdopodobniej nie trawi alkoholu (życzmy mu 100 lat, ale patolodzy będą się niewątpliwie bić o możliwość przebadania królewskiego organu), w związku z tym rezun nie miał szans. Biedak! Ale dobrze mu tak, bo kiedyś i mnie zmorzył.
Po warsztatach była integracja, w trakcie której mogłem już spożywać mój ulubiony napój. Ale to nie on był problemem (wlewałem go pod kontrolą i trawiłem na bieżąco), tylko niewyspanie.
W każdym razie - zbudziwszy się dzisiaj po 5 godz. snu, rozgrzawszy przed komputerem i pokrzepiwszy kawą, wyruszyłem na wycieczkę. Pogoda super, utrzymująca się mgła przez większość czasu nie przepuszczała słońca, co pozwoliło utrzymać przyjemne 15 stopni Celsjusza. W słuchawkach najpierw retrospekcyjnie Amorphis "Am Universum" - jeden z wielu przykładów jak mogą dojrzeć zespoły metalowe - od siermiężno-posępnego doom/death, po coś co w zasadzie można nazwać progresywnym metalem chyba. Potem szwedzki ambient - Carbon Based Lifeforms "World Of Sleepers". Mocno polecany wszystkim i do snu i za dnia - wspaniały przykład prostej, relaksacyjnej, nieinwazyjnej muzyki elektronicznej, która jednak ma swoje tempo i nie nudzi.
src="