Tragedia i dramat
-
Sprzęt Cube Analog
-
Aktywność Jazda na rowerze
Nie, nie chodzi o trening (indoor cycling z Maciejem w Remplusie), który był jak zwykle super (kondycja ok, kolano nie doskwierało), ale o to, że zawieruszyłem gdzieś pulsometr. Wydawało mi się, że schowałem cały sprzęt do mojej przepastnej torby, ale w domu stwierdziłem, że został mi tylko pasek. Więc albo wypadł mi z torby (wątpię), albo go zostawiłem w szatni, a ktoś się nie bał i za...bał, bo kiedy wróciłem do Remplusa, to zguby nie mogłem nigdzie znaleźć. Idzie kryzys, skoro ludzie się łaszą na jeden z najtańszych modeli Sigmy...
No ale cóż - obyśmy mieli tylko takie problemy, jak zgubienie pulsometru za niecałe 200 zł. To był prezent i w sumie nie wiem, czy powinienem być szczęśliwy (straciłem coś, za co nie płaciłem), czy też bardziej smutny (bo swą zgubą unieszczęśliwiłem i siebie i kochanego darczyńcę). Odpowiedzi na podany wyżej dylemat proszę wysyłać na adres:
BEHIND THE HOT WATER PIPES
THIRD WASHROOM ALONG
VICTORIA STATION'
Dodatkowe nagrody przewidziane dla tych, którzy bez pomocy Google rozpoznają do czego nawiązuję podając powyższy adres :)
Już prawie normalnie...
-
DST
28.50km
-
Teren
20.00km
-
Czas
01:22
-
VAVG
20.85km/h
-
Temperatura
9.0°C
-
HRmax
145
-
HRavg
120( 63%)
-
Kalorie 723kcal
-
Sprzęt Cube Analog
-
Aktywność Jazda na rowerze
Pogoda jak na listopad całkiem ciepła, pochmurno z przejaśnieniami, powietrze rześkie, żyć nie umierać!
Trochę za ciepło się nawet ubrałem, w pewnym momencie zwolniłem, żeby się nie przepocić. Kolano czułem, ale raczej ścięgna, a nie łąkotkę, czy gdzieś "wewnątrz". Ale nadal jeżdżę na mniejszych obciążeniach niż zwykle, z jeszcze większą kadencją.
Tak czy siak, parametry wycieczki są jak na mnie prawie normalne.
Trasa: Olszak - Nowa Wieś - Michałowo - Tulce - Żerniki i odnowiona wojewódzka 433 - Jaryszki - Szczepankowo - Franowo - Os. Czecha - dom.
Indoor cycling
-
Sprzęt Cube Analog
-
Aktywność Jazda na rowerze
Indoor z Maciejem w Remplusie. Kolano nie bolało, przejechałem bez problemu cały trening, choć nie dokładałem jeszcze zbyt dużego obciażenia na koło. Ale wtedy z kolei, nawet jeśli kolano by nie zastrajkowało, to mógłbym mieć kłopoty kondycyjne.
Z treningu wyszedłem bardzo, bardzo zadowolony :)
Pulsometr wziąłem, ale podczas przerwy w treningach bateryjka mu siadła, więc pulsu i spalonych kalorii nie podaję.
The Invevitable Return
-
DST
12.50km
-
Teren
5.00km
-
Czas
00:50
-
VAVG
15.00km/h
-
Sprzęt Cube Analog
-
Aktywność Jazda na rowerze
Ostatni mój wpis był 15 lipca. Dawno i niedawno.
Operacja, którą miałem następnego dnia, polegała na rekonstrukcji ACL (więzadło krzyżowe), zszyciu łąkotki i - uwaga - wykonanie mikrozłamań w obrębie uszkodzonej chrząstki wciera międzykłykciowego kości udowej prawej. Brzmi groźnie, bo faktycznie sama rekonstrukcja ACL chyba najmniej obciążyła kolano, a leczenie dodatkowego urazu, który przyspieszył operację (jakiego doznałem niefortunnie schodząc z dość niskiego murku), spowodowało więcej kłopotów niż uraz oryginalny. Ale chyba powinienem cieszyć się, że nadal mam łąkotkę, bo groziło mi jej całkowite usunięcie. Przez dłuższy czas nie mogłem obciążać kolana, mimo, że już po operacji miałem w zasadzie tzw. "pełne zgięcie" (schlebiam sobie, że to dzięki treningom przed zabiegiem). Gdybym miał tylko rekonstrukcję ACL, to rzeczywiście jeszcze pewnie w sierpniu wsiadłbym na rower.
A tak czekałem dość długo, może nawet za długo, bo moja rehabilitantka załamała ręce nad zmniejszeniem "czwórki" (mięsień czworogłowy uda), bo niezbyt przykładałem się do ćwiczeń, które ową czwórkę wzmacniają, nie obciążając przy okazji kolana.
Tak czy siak - moje pierwsze wyjście na rower po operacji, wspólnie z żoną, dzięki czemu nie musiałem frustrować się swoją zbyt słabą jazdą. Wiadomo - gra się tak jak przeciwnik pozwala, a jedzie tak jak pozwala żona :)
Pogoda piękna, okolice Malty i Olszaka rozżółcone od liści oświetlonych jesiennym słońcem. Szkoda, że jesień powoli ma się ku końcowi!
Po operacji
-
Sprzęt Cube Analog
-
Aktywność Jazda na rowerze
Na kolanie szwy i orteza, pełna rehabilitacja i zagojenie wstawionego więzadła krzyżowego (ACL) do 6 miesięcy. Treningi indoor cycling (takie "zwykłe", nie rehabilitacyjne) może już we wrześniu (z rowerem chyba nie będę ryzykował, z uwagi na możliwość upadku), póki co gojenie, rehabilitacja i stopniowe zwiększanie kąta zgięcia kolana.
Operejszyn
-
Sprzęt Cube Analog
-
Aktywność Jazda na rowerze
Remanent, sklep zamknięty, przerwa wakacyjna itd.
Na 16.07 mam zaplanowaną operację (rekonstrukcja ACL), co oznacza, że w lipcu już więcej wpisów nie będzie.
Mam nadzieję, że wszystko będzie ok i po rehabilitacji od sierpnia zacznę kręcić znowu.
La ciudad no cesa IV
-
DST
58.50km
-
Teren
7.00km
-
Czas
02:22
-
VAVG
24.72km/h
-
Temperatura
20.0°C
-
HRmax
175( 93%)
-
HRavg
142( 75%)
-
Kalorie 1652kcal
-
Sprzęt Cube Analog
-
Aktywność Jazda na rowerze
Pogoda ciągle niepewna (nie wiadomo skąd i kiedy przyjdzie deszcz), co mnie zniechęca do dalszych wypadów, staram się jeździć po mieście. Dzisiaj jednak miałem najdłuższy wypad z cyklu "Miasto bez końca", w którym wpadłem nawet na moment na teren podpoznańskich gmin Tarnowo Podgórne i Dopiewo.
Trasa zaczęła się od szybkiego przejazdu w linii niemalże prostej do Mostu Św. Rocha, stamtąd wzdłuż Warty, przez Szyperską i wzdłuż Szelągowskiej do Wartostrady, a potem ulicą Ugory i dalej przez Cytadelę, Sołacz, Rusałkę, Wolę do Przeźmierowa... zresztą co będę pisał, mapka przecież jest.
Z tą Wartostradą to ciekawa sprawa: jęczy ludność, jęczy prasa, jęczą rady osiedli, że Poznań jest odwrócony od Warty i nie wykorzystuje potencjału rzeki. Głosy te słabną w trakcie powodzi, z których Poznań wychodzi (poza okolicami Dębiny) obronną ręką dzięki wytyczonemu pół wieku temu szerokiemu korytu. Ale potem jęki podnoszą się znowu. Coś w tym rzeczywiście jest - ubezpieczenie od powodzi pozbawiło Poznań klimatycznych zakątków, bo Chwaliszewo już nie takie jak kiedyś. W każdym razie, w odpowiedzi na jęki, miasto - uosobione przez radę osiedla Stare Miasto i Wydział Ochrony Środowiska - podjęło się trudu przywrócenia rzeki miastu. Dzieje się to w sposób dość nietypowy - oto zamiast wytyczyć trakty (może nawet z sezonową małą gastronomią, odporną na okresowe zalewanie) między mostami Lecha (Estkowkiego) i Przemysła (Hetmańska), w pobliżu Starego Rynku, wykonano odcinek w nadwarciańskich krzakach na wysokości Cytadeli, w miejscu, gdzie równolegle biegnie całkiem zacna ścieżka pieszo-rowerowa wzdłuż Szelągowskiej. Ale cóż - mamy tzw. quick win, wierzmy, że pójdą za tym dalsze inwestycje (inwestycyjki właściwie, jeśli porównamy je z tym co było przed Euro). I domyślam się, że wytyczenie jakichś sensownych ścieżek na terenach o których pisałem napotyka na problemy własnościowe, czy też konieczność zgód różnych organów, np. zarządu gospodarki wodnej (?) itp.
A sama ścieżka jest dość przyjemna, jechałem nią... kilka minut :)
Ino oświetlenia nie ma, jesienią będzie niefajnie. Ale swoją drogą - jak opar się od wody podniesie, będzie szalenie nastrojowo :p
La ciudad no cesa III
-
DST
21.60km
-
Czas
01:00
-
VAVG
21.60km/h
-
HRavg
120( 63%)
-
Kalorie 590kcal
-
Sprzęt Cube Analog
-
Aktywność Jazda na rowerze
Tym razem krócej, bo chmury zbierające się nad miastem wróżyły deszcz. Ponieważ odświeżyłem sobie w poprzednich dniach Grunwald, Jeżyce i Wildę, teraz przyszła kolej na Łazarz. Ale, że akurat z tamtej strony nadciągały groźnie wyglądające chmury, dojechawszy na Ułańską, rozpocząłem strategiczny odwrót przez Jeżyce. Po drodze zdążyłem się zachwycić jedną z modernistycznych plomb, domem na ul. Prusa, w którym mieści się obecnie Wojewódzka Biblioteka Publiczna. Coś mnie pociąga w tych budynkach - mają piękne, geometryczne kształty, są otynkowane i nie straszą wielką płytą, a czasem mają fasady ozdobione ceglanymi zdobieniami (do czasu jak jakiś cienias ich nie zatynkuje). Takie perełki są na Jeżycach, Wildzie i Łazarzu, warto też wspomnieć o Domu Weterana na Ugorach.
Perełki perełkami, ja pędziłem do domu, bo coraz wyraźniej zbierało się na deszcz. Przejechałem koło Okrąglaka (o modernizmie już była mowa... daruję sobie zachwyt), przez pl. Wolności i Stary Rynek dotarłem nad Wartę i jadąc ścieżką rowerową dotarłem w okolice Os. Tysięclecia, gdzie dopadła mnie ulewa. Całkowitego przemoczenia uniknąłem chroniąc się w przejściu podziemnym pod ul. Chartowo koło dawnej pętli na Lecha. Na szczęście gwałtowny deszcz nie trwał długo i po chwili, nieco mokry, dojechałem wśród podeszczowych kałuż do domu.
La ciudad no cesa II
-
DST
28.50km
-
Czas
01:17
-
VAVG
22.21km/h
-
HRavg
115( 61%)
-
Kalorie 595kcal
-
Sprzęt Cube Analog
-
Aktywność Jazda na rowerze
Włóczęgi po Poznaniu ciąg dalszy. Ponieważ poprzednia trasa wiodła przez Grunwald, teraz zdecydowałem się na Jeżyce. Zacząłem od knajpianego zakątka na rogu Mickiewicza i Słowackiego. Przeciwaga dla Starego Rynku to oczywiście nie jest, ale miło, że taki zakątek powstał. Jadąc dalej, skorzystałem z dobrodziejstwa rowerowych kontrapasów na jednokierunkowych ulicach w fyrtlu między Kraszewskiego i Przybyszewskiego. Naprawdę fajna sprawa!
A jadąc Szamarzewskiego zobaczyłem jedną z kilku ogólnopolskich gwiazd poznańskiego underground'u, Peję, kiedy wysiadał z samochodu. Jak na artystę podziemia przystało, nie wysiadał z limuzyny, choć mimo wszystko fakt, że razem z jakimiś ziomalami podróżował Oplem Astra I na śląskich numerach mnie zdziwił, bo spodziewałem się raczej BMW z pitbullem na tylnym siedzeniu.
Zwiedziwszy Jeżyce, wróciłem przez Grunwald, Kopaninę, Świerczewo, Wildę i most Królowej Jadwigi.
La ciudad no cesa
-
DST
40.00km
-
Teren
7.00km
-
Czas
01:42
-
VAVG
23.53km/h
-
Temperatura
23.0°C
-
HRmax
165( 87%)
-
HRavg
120( 63%)
-
Kalorie 902kcal
-
Sprzęt Cube Analog
-
Aktywność Jazda na rowerze
O ile mnie mój hiszpański nie myli, tytuł wpisu oznacza Miasto Bez Końca. Tak, tak - Poznań nie ma końca. Łatwo dowieść tego, podróżując po nim okrężnymi trasami :)
I taką też wybrałem, włócząc się po Grunwaldzie i Świerczewie i wracając nową ścieżką wzdłuż Bukowskiej.
W bardziej metaforycznym wymiarze, ta nieskończoność to fakt, że za każdym wyjazdem, zdarza mi się odkryć coś nowego - jakiś nowy budynek, widok, czy w ogóle cały zakątek, w którym jeszcze nie byłem. Niby Poznań wielkim miastem nie jest, ale zawsze coś się znajdzie...